Tył psa

Jestem tylko zwykłym panciem i w tym, gościnnym, wpisie podzielę się z Wami tym, czego nie wiem. A nie wiem, nie mam bladego pojęcia co ten pies?! Chociaż nie, trochę tu oszukuję, bo ja mam dobrze w życiu, u mnie w domu mieszka trener psów i podpowiada mi to i owo… Inaczej zatem, zapraszam do lektury kilku słów pancia, który czasem jednak wie, co ten pies?!

Całe szczęście zarówno ja, jak i Obi-Wan mamy takiego farta, że moja małżonka, a jego pancia jest trenerem psów. To sprawia, że czasem wytłumaczy mi, że Obi nie chce się bawić, a odpocząć. Nie ma ochoty na skakanie, aportowanie i wyczynianie sztuczek. Czasem też powie Obiemu, że pancio pracuje, że nie może teraz wyjść na standardowy spacer (zawsze o 10:00, każdego dnia, bez wyjątku – chyba, że pancio akurat pracuje), że musi poczekać.

I wiecie co? W takich sytuacjach ja kończę zabawę lub kończę męczyć biedaka i po prostu daję mu smaczki, bo zasłużył, a on cierpliwie czeka aż pancio skończy jakiegoś “calla” (bo teraz “calle” są w modzie) lub inny “meeting” i wyjdziemy na spacer, powąchać, pozwiedzać, pozaznaczać okolicę. I w sumie nie dzieje się tak tylko dlatego, że domowy trener psów mi to podpowiedziała – sam w końcu zdałem sobie sprawę z tego, że tak po prostu będzie dla nas najlepiej.

Nie jestem ignorantem, po prostu mojego psa czasem trudno zrozumieć!

Powyższy śródtytuł to straszna bzdura jest, tak sobie myślę. No bo, a to wiem, bo żyję z trenerem psów, psy zasadniczo myślą i reagują kompletnie inaczej niż my. Ot choćby piesy nie lubią przytulania, a my, znaczy ludzie, tak. Ja tego nie wiedziałem, a nawet dzisiaj jak już to wiem, to często ignoruję ten fakt, bo w MOIM mniemaniu okazuję w ten sposób Obiemu miłość. Co tam, że ten się odsuwa, kładzie uszy i w każdy możliwy sposób daje mi do zrozumienia – pancio jesteś super, ale wypad z tymi przytulasami, tej!

Nie można brać przykładu ze mnie i nie można ignorować potrzeb swojego psa. Trzeba nauczyć się z nim żyć, sprawnie komunikować, bo to w końcu członek rodziny. I ja się tego nauczyłem. Przykład? Pierwotnie zakładałem, że pieseł będzie jeździł wszędzie z nami, dlatego kupiłem samochód z nadwoziem kombi. Kochałem to Subaru, możecie mi wierzyć. Ale okazało się, że po pierwsze, Obi nie lubi jeździć w bagażniku bez pancia i panci, a po drugie, w bagażniku piesowi jest niewygodnie i niebezpiecznie.

Zmieniłem więc swoje założenie, sprzedałem Subaru (smutno mi z tym do dziś, tak samo, jak ze sprzedanym SAAB-em), kupiłem sedana (takiego wiecie, prestiżowego, żeby się wówczas jeszcze manager mógł wozić, jak pan), a bąbel dostał w prezencie matę do samochodu, pasy bezpieczeństwa i szelki. I tak do dziś jeździ z nami na tylnej kanapie, jak król, jak ten prezes. I tak ma być! Co ważne, możecie mi wierzyć, że trener psów wcale nie musi Wam takich rzeczy uświadamiać.

Co ten pies, to ja nie!

Choć uczę się zachowań swojego piesa na co dzień, to czasem ciągle potrafi odstrzelić coś, czego za żadne skarby nie potrafię zrozumieć! Ot, taka sytuacja. Spacer, taki długi, a na spacerze wąchanki, zabawa, siad, leżeć, noga, szukaj. No aktywności co niemiara. Wracamy do domu, odpoczywamy, jemy coś dobrego i odpoczywamy dalej. Aż nagle szaleństwo, proszenie i “pancio choć na taras”, “pancio idziemy na ogród”. No to idziemy, a na ogrodzie kopanki, szajba, chaos.

Nie mam pojęcia, dlaczego, a wtedy domowa pani trener mówi, że gryzaków nie było, a piesek ma potrzebę, ma smaka na pogryzienie czegoś. Sam zachodziłbym w głowę i zastanawiał się, co zrobiłem nie tak, czego ten piesak potrzebuje? A tak, mam odpowiedź i wiem, że wszystko było okej, wszystko było super, że Obi nawet pysk ma taki wypoczęty, niespięty, że wszystko gra. Ino pogryzłby coś, a że gryzaka nie było, to kopiemy w ogrodzie i szalejemy, bo chcemy się trochę jeszcze wyładować. I okej, i wszystko jasne.

Codzienne problemy? Trener psów pomoże, ale czasem wystarczy po prostu chcieć…

Inna sytuacja? Dzień jak co dzień, standardowy. Siedzę i pracuję, czytam, grzebię przy rowerze, a wtedy Obi przychodzi, ociera się pyskiem, składa łapki jak surykatka i prosi. Tylko, o co? Podchodzę do niego, poświęcam mu uwagę, pytam “co chcesz Obi?”, a Obi prowadzi mnie do miski (niby), no to mówię mu, że wodę ma, a na jedzenie za wcześnie. Potem prowadzi mnie na taras, otwieram mu drzwi, ale on nie wychodzi tylko patrzy na mnie dalej. No to może zabawa? Nie, też nie to, chwilę się poszarpiemy, a ten dalej prosi. Tylko o co prosi?! Oszaleć można, co nie?

Otóż nie, wystarczy poznać swojego psa. Jak już go poznałem, to wiem, że czasem przyjdzie do mnie, nawet jak wszystko jest idealnie okej, nawet jak nie jest głodny, spragniony, nie ma ochoty na poleżenie na tarasie, ani na zabawę i po prostu poprosi o to, by… spędzić z nim trochę czasu. By uwalić się na kanapę, żeby on mógł łbem wtulić się w człowieka. By przysiąść do niego, a on wtedy wywali się na pancerz, wiecie – brzuchem do góry i da subtelny komunikat – “pancio głaszcz po brzuszku, potrzebuję miłości”…

No to pancio głaszcze i dochodzi do wniosku, że pieseł to istota społeczna jest, która potrzebuje kontaktu ze swoim człowiekiem, lubi spędzać razem czas i ma momenty, w których czuje się zaniedbany, więc musi doprosić się o chwilę czułości, o te kilka minut dla siebie. Czy to ludzki aspekt psa? Nie, to psi aspekt psa, wystarczy go po prostu poznać i zrozumieć, i nie dziwić się, że akurat w tej chwili jest czas na głaskanki po brzuszku! A jeśli z tym zrozumieniem mamy problem, to warto wtedy o kontakt do trenera psów lub behawiorysty!

Psie szaleństwo nad wodą

Tako rzecz trener psów – “pies to nie zegarek, nie musi chodzić punktualnie”!

Tak sobie myślę, że wiele psich problemów, a raczej problemów z piesami wynika z tego, że po prostu nie próbujemy ich zrozumieć. Ot, bierzemy za pewnik, że pies to ma się słuchać i basta albo, że pies to jest dziamdziak i sam nie wie, czego chce. A w rzeczywistości jest zupełnie inaczej! Pies to nie głupek z merdającą kitą, ale bystry stwór, który ma swoje potrzeby oraz sposoby na ich komunikowanie. Poświęcając nieco czasu na zrozumienie psiego języka sprawimy, że stanie się on pełnoprawnym członkiem rodziny, a spędzany wspólnie czas będzie czasem wartościowym, cennym i czymś, co będziemy pielęgnować, do czego będziemy chcieli często wracać.

Ja sam, rzecz jasna, nie przekonam Was do tego, że psa należy wytrenować, wytresować, nauczyć czegoś. Nie przekonam Was też do tego, że i Wan należy wytrenować, wytresować i tego i owego nauczyć. Szczerze to nawet nie mam zamiaru Was do niczego przekonywać, bo raz, że ja się na tym nie znam, a dwa, że zmiana mentalności zależy tylko od Was. Ja uznałem – i to nawet bez konsultowania tego z naszym domowym trenerem psów – że skoro mieszka z nami piesak, to musimy potrafić się dogadać, musimy patrzeć w jednym kierunku, rozumieć się, szanować, chcieć razem żyć. W moim przekonaniu pies to rodzina, a rodzina powinna pomagać sobie w realizowaniu codziennych potrzeb.

Jeśli zatem chce przekopać mi ogród – proszę bardzo! Ogród jest przecież po to, by z niego korzystać! Jeśli chce się pobawić, śmiało, lecimy z szarpakiem. A jeśli potrzebuje czasu dla siebie – jasne, ja też często potrzebuję czasu dla siebie. Innymi słowy, pies ma być psem, a ja muszę nauczyć się go rozumieć. Od kiedy “przyjąłem na klatę” ten fakt, żyje nam się super. Jeszcze tylko wytłumaczę mu dokładnie, która część łóżka należy do niego i już w ogóle będzie super!

Pancio Przemek

No responses yet

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Instagram
Facebook
WhatsApp
FbMessenger